"Wiosna w Przytulnej" Katarzyna Michalak
"Nevermore. Kruk" Kelly Creagh
"Fragile heart" Mona Kasten
"Vamps. Świeża krew" Nicole Arend
"Pierścień ognia" Marah Woolf
Berłem światła, czyli pierwszym tomem powieści Marah Woolf, byłam zachwycona do tego stopnia, że próbowałam czytać szybciej, niż byłam w stanie przewracać kartki. Gdy sięgałam po kolejną część moje wymagania były wysokie, skoro, jak to mówią, apetyt rośnie w miarę jedzenia.
W szkole podstawowej nie przepadałam za mitologią grecką, bo
była zbyt skomplikowana, a o egipskiej, która odgrywa główną rolę w serii Kroniki Atlantydy, prawie w ogóle nie
słyszałam. Wszystkie wierzenia zazwyczaj bazują na zawiłych koligacjach rodzinnych
i nie każdy łatwo się w tym odnajduje.
Muszę przyznać, że pierwszy tom był ciekawym wprowadzeniem do historii, która rozgrywa się w Pierścieniu ognia, a wykorzystanie mało znanych wątków mitologii okazało się strzałem w dziesiątkę.
Nefertari, zwana przez przyjaciół Taris, która jest
potomkinią egipskich władców, musi zmierzyć się z ogromną stratą. Walczy nie
tylko ze zdradą mężczyzny, przed którym otwarła swoje serce, ale również z
odejściem bliskiej osoby. Nie pociesza jej świadomość,, że jej brat mimo
wszystko jest tam, gdzie chciał być i jest szczęśliwy.
Azrael nie chciał mieszać Taris w kolejne misje, ale niestety
nie pozostawiono mu wyboru. Dziewczyna pomimo wewnętrznego bólu musi po raz
kolejny pracować z bóstwami, by odnaleźć nowy artefakt – Pierścień Ognia. Jeżeli
odmówi, dusza Malachiego trafi do krainy demonów.
Autorka także tym razem nie oszczędza ani bohaterów, ani czytelników. Poprzednia część zakończyła się niezwykle tragicznymi, wręcz dramatycznymi wydarzeniami, do których nawiązuje Pierścień ognia. Dlatego też początek nie należy do spokojnych. Woolf zafundowała odbiorcom niesamowity rollercoster emocji i szaleństwa. Nie sposób się nudzić, gdy zagadka goni zagadkę, a wielopiętrowe intrygi motają bohaterów w pajęczynie kłamstw.
Nie można liczyć na spokojną, radosną kontynuację powieści.
Pisarka chyba uznała, że to świetny pomysł, żeby skomplikować życie bohaterów do
granic możliwości. Fabuła zmienia się jak w kalejdoskopie, co powoduje, że
akcja jest dynamiczna i dużo się dzieje. Obok pustki, żalu, smutku, cierpienia
i poczucia straty pojawia się także walka o siebie i swoje
człowieczeństwo, o życie po śmierci, a
także stawienie czoła konsekwencjom swoich decyzji.
Akcja toczy się błyskawicznie, więc będzie tu zdecydowanie
groźniej i niebezpieczniej. A co więcej, pojawią się nowe postaci, które
namieszają w fabule.
Dużą zaletę powieści tej autorki stanowią silne bohaterki kobiece.
Są takie, które znają swoją wartość i są pewne siebie, niektóre dopiero
odkrywają swoje „ja”, a jeszcze inne są cichymi graczami. Lubię wątek odważnych
kobiet w książkach, bo naprawdę niewiele jest odważnych, nieprzerysowanych
bohaterek. Nie można przy tym nie wspomnieć zawiłego wątku romantycznego, który
jest przedstawiony dużo skromniej niż w poprzedniej części (na szczęście!).
Powieść zdecydowanie spełnia moje wygórowane oczekiwania, a emocje,
które towarzyszyły mi podczas czytania, nadal powodują dreszcze na moich
plecach. Całą książkę pochłonęłam z zapartym tchem.
Wielki szacunek należy się pisarce za trud i pracę włożone w badania mitologii egipskiej, poszukiwania potrzebnej literatury, a następnie wplecenie w wierzenia i podania historii, która nie tylko tworzy logiczną całość, ale też zaciekawia i łączy się w niesamowitą opowieść.
Styl Woolf skłania do myślenia i zadawania pytań. Autorka często
z łatwością lawiruje pomiędzy prawdą a intrygami i siecią kłamstw utkanych
przez bóstwa. Fabuła jest zrównoważona, do końca nie jest znany wynik
poszukiwań, a więc zakończenie po raz kolejny gruntownie namieszało w całej dotychczasowej
fabule i życiu bohaterów.
Pierścień ognia to książka, której udało się ominąć
klątwę drugiego tomu. Całość utrzymana jest na niesamowicie wysokim poziomie, przez
co po raz kolejny zarwałam noc. Autorce można pozazdrościć nie tylko talentu, dzięki
któremu była w stanie znakomicie przelać swoje pomysły na papier, ale też
ogromnej wyobraźni. Czuję, że to nie jest jeszcze jej ostatnie słowo. A nawet
jestem tego pewna.